środa, 22 października 2014

Prywatnie w Izerach. Dzień trzeci.

     Ambitnie jak zwykle budzik nastawiliśmy na nieludzko wczesną godzinę. Tym razem jednak nie było czasu na drzemki gdyż dziś opuszczamy Myśliwską Chatę i w ogóle Świeradów Zdrój. Było więc dużo do zrobienia, trzeba przecież się spakować, najeść, ogarnąć pokój i rowery. Ale po kolei.      Tym razem zapakowaliśmy się w dwa plecaki, Dakine Drafter (12l) i (12+3l) Deuter Race Air EXP. To nie był dobry pomysł, ale na dziś są to nasze największe plecaki (Magda ma jeszcze małego Dakine Session, ale to plecak typowo na rower, poza bukłakiem zmieści narzędzia i coś na ząb) i po prostu nie bardzo mieliśmy wybór. Gdyby ktoś chciał się zapakować na kilka dni w plecak 12l niech czyta uważnie,  zabrałem ze sobą na 4 dniowy wyjazd (3 noclegi):
- spodnie obcisłe długie i luźne długie, koszulkę termo długą, softszel, bufa, skarpety i majty (to na sobie)- w plecaku tablet, aparat, pompki, narzędzia, łatki (bez kleju heh, nie da się ich kupić w wypożyczalni rowerów na ul. Sienkiewicza i pod gondolami), ładowarkę, smar, jedne krótkie spodenki, 2x majty, jedne skarpety, szczoteczka, listerin malutki, rękawiczki długie i... koniec. Czyli powyżej pasa, jedna koszulka i kurtka. Mao.
     Dziewczyna miała Race exp air, nie brała narzędzi i elektroniki więc miała więcej ubrań. 12l to nie jest plecak na "wyjazd", to jest plecak na jednodniową wycieczkę. Już szukamy czegoś większego.     Staramy się zostawić pokój zawsze w stanie takim jak go zastaliśmy, tu nawet śmieci wynosimy
Smacznego:)

 do kosza na dworze. W sumie przez 2 dni dużo nie nabrudziliśmy, szybko poszło.Zostało zjeść i
ogarnąć rowery. Magda zrobiła jajecznicę z kurczakiem, ser z kolacji zapakowaliśmy do woreczka i do plecaka. 
     Myśliwska Chata jest wyposażona w wąż ogrodowy i można sobie umyć rower (ten tekst piszę już po powrocie do domu i mogę dopisać ciekawostkę, kobieta w recepcji w hotelu w Szklarskiej,na pytanie o wąż odpowiedziała “Nie, nie mamy. Wie Pan, my tu mamy strasznie drogą wodę, 27zł za metr, albo źle zrozumiałem albo im współczuje), wczoraj wieczorem nasze rowery słyszeli chyba nawet pilarze na wycince, na szczęście po nasmarowaniu zniknęło kwiczenie z Magdy roweru, a i u mnie łańcuch przestał się zawijać wokół korby. 
      Ruszamy w dół, do gondoli, kupujemy bileciki i... czekamy na kurs, bo poza sezonem gondola lata co 30min. Do kabiny swobodnie mieścimy się we dwójkę z rowerami, pada deszczyk, pogoda jest ujowa i jest pięknie. 
Schronisko na Stogu Izerskim.

Na górze jest zimno i wciąż kropi. Robimy zdjęcia i ruszamy na szczyt. Kilka metrów mocnego podjazdu po luźnych kamieniach/tłuczniu, trochę trzeba podprowadzić po koło boksuje i jesteśmy na Stogu Izerskim 1108m n.p.m. Na szczycie antena i chyba pozostałości po jakimś starym maszcie. Wieje i jest zimno. Teraz ważne info. Ze szczytu KONIECZNIE trzeba zjeżdżać żółtym 
Żółty szlak. Droga borowinowa.

szlakiem, na początku nie ma wyboru potem szlaki się rozchodzą, ale my kierujemy się ciągle żółtym – Droga borowinowa. Moim zdaniem jest to najlepszy szlak dla rowerzysty w okolicy. Ciągle w dół lub płasko, kamienie, bagna, strumyki, korzenie, czasem trzeba zejść z roweru, czasem trzeba się podeprzeć – esencja gór. Oczywiście jest to szlak pieszy i niektórym może się 
Wciąż żółty szlak.

wydawać nie do zjechania. Da się. Dziś padało i co chwilę kropi, kamienie i korzenie są mokre, spływająca woda luzuje ostre kamienie. Jak nie przecięliśmy opon? Nie wiem, widocznie Maxxisy Crossmark i Geaxy Mezcal nie są takie lamerskie. Żółtym lecimy na Rozdroże. Stąd można udać 
Bez zmian.

sie na Smrk (1124m n.p.m.), jest tam wieża widokowa, byliśmy ostatnio więc olewamy i trzymamy się żółtego. Raz go przegapiliśmy więc trzeba uważać, na Łączniku (1066m n.p.m.) skręcamy w lewo i po kilku metrach w prawo. Szlak jest dobrze oznaczony i chyba często uczęszczany przez pieszych bo wydeptany i widać ślady butów. Po drodze mijamy bagna Śnieżne jamy, teren jest 
Wciąż trzymamy się żółtych oznaczeń...

bardzo podmokły, a szlak jest ciągle bardzo ciekawy i daje dużo frajdy. Zdobywamy Suchacz (917m n.p.m.) i mamy fajny zjazd wąziutkim singlem po korzeniach, mijamy Borowinę, Izerskie 
Tu kończy się mega część Drogi Borowinowej, dalej zwykła dróżka...

Jest git.

Bagno i Wręgi i docieramy do “zwykłej leśnej ścieżki”. Ta doprowadza nas bez przebojów do Hali Izerskiej, z daleka widać Chatkę Górzystów. Pędzimy, po cichu liczę na naleśniki, o których wiem, że już ich nie serwują “obcym”. Od marca 2014 są one zarezerwowane jedynie dla śpiących w tym schronisku i nie ma opcji wyprosić obsługujące panie o wyjątek. Wchodzę, dostaję zrypkę za kamerkę, pytam o naleśniki i miód spływa na moje uszy. “Wyjątkowo, bo od marca nie serwujemy naleśników ludziom nie śpiącym u nas, dziś jednak zostało trochę ciasta ze śniadania i nie będziemy wyrzucać”. Ho ho ho ;) Czekając na jedzonko zauważamy sporą grupę rowerzystów, to pierwsi dziś ludzie spotkani w górach, Czesi w wieku +50. 12-14 osób. Atakują Chatkę, Pani krzyczy “naleśniki”, idę, odbieram i słyszę czeskie “To je boooomba, to je boooomba!”, uśmiecham się i uciekam by nie robić im przykrości;) Jemy, badamy mapę, jest zimno, odnoszę talerze i widzę, że 
A co to?:D

jeszcze kilka osób załapało się na przysmak Izerów. Siną drogą wspinamy się w stronę Rozdroża pod kopą (996m n.p.m), miejscami jest stromo i kamieniście, może gdyby było sucho dało by się 
Czerwony szlak.

podjechać 100%, niestety trzeba czasem zsiąść, po drodze zaczyna lać, woda spływa po kurtkach ale spodnie i buty powoli namakają. Postanawiamy przeczekać deszczyk, siadamy pod choinką i 
Dzióbiemy :)

dzióbiemy słonecznik... 40min. Przestaje padać więc ruszamy zdobyć Sine Skałki (1122m n.p.m.), robimy fotki i atakujemy Przednią Kopę (1114m n.p.m) i Kopalnię kwarcu Stanisław (też koło 1100m n.p.m.). Wszystko jest do podjechania bez problemu. Robimy fotki, trochę się wypogadza. 
Przestało padać, proszę wsiadać.

Z kopalni czerwonym szlakiem na kompleks głazów otaczający szczyt Zwalisko ( 1047m .n.p.m), dalej przez Rozdroże pod Zwaliskiem (1005m n.p.m.), Zawalidrogę trafiamy do domku na 
Przednia Kopa, chyba.

Wysokim Kamieniu (1058m n.p.m). Jemy szarlotkę, dobra, ale droga, 6zł za kawałek. Można 
Jedziemy...

wejść na szczyt, jest to ciekawy punkt widokowy, ale wieje niemiłosiernie. Dobrze, że chociaż
A to, też chyba, Zawalidroga.

przestało padać. Dojadamy serek z wczorajszego dnia i ruszamy żółtym szlakiem do zakrętu śmierci. Szybki szeroki szlak, kamienisty, śliski. Troszkę kozakuje co kończy się glebą, tylne koło uślizgnęło się na długim poprzecznym kamieniu i leżę. 
I jeszcze raz.

Nie zdążyłem nawet puścić kierownicy. Wstaję, czekam na Magdę i lecimy dalej.Nic nie boli. Dalej szybko i ślisko, DOcieramy do Zakrętu Śmierci i zauważam, że przy glebie zgubiłem koreczek od 
Między kopalnią, a Wysokim Kamieniem.

gripów (zatyczkę kierownicy) – prezent od Magdy, wracamy pod górę, spory kawałek, trochę trzeba prowadzić, trochę można jechać.
Jak tam Wasze błotniki? Są?

Po 20min docieramy na pechowe miejsce i koreczek wraca do właścieciela. Lecimy w dół. Jesteśmy spowrotem w Szklarskiej Porębie. Trzeba znleść nocleg, robi się ciemno. Przy głównej ulicy miasta, w samiutkim centrum odnajdujemy napis “wolne pokoje”. Hotej “dshahas” wita nas przystępną ceną, 45zł za pojedynczy nocleg, 40zł z większą ilośc. Pokój z łazienką. Droga woda, 
To my <3

możne dlatego prawie nie leci z prysznica. W instalacji panuje chyba ciśnienie atmosferyczne i woda sączy się ze słuchawki po wężu. Trudno. Zostaje zjeść kolację, nie ma oczywiście kuchni więc idziemy na miasto. Z restauracji, której nazwy nie pamiętam wypraszają nas ceny, zawracamy i odnajdujemy coś bardziej swojskiego, taki jakby bar mleczny, też przy głównej ulicy, nie pamiętam nazwy ale uzupełnię, gdzie można zjeść średniawe pierogi za 10zł i zayebistego 
Pierogi dycha, placek siedemnaście złotych.

placka po węgiersku za 17zł. Byczy. Najadłem się jednym akurat. Idziemy spać, w TV leci “Kto poślubi mojego syna”, Magda śpi, ja oglądam obgryzając pazury. Plan na jutro jest fantastyczny, niestety rano pogoda nas nie rozpieszcza, pada i jest zimno, pełne zachmurzenie, wszsytkie prognozy zapowiadają deszcze lub burze. Łezka kręci sie w oku, trzeba wracać do domu dzień 
Placek duży siedemnaście, drugi też tyle.

wcześniej. Na śniadanio-obiad jemy po placku po węgiersku, kręcimy się jeszcze po Szklarskiej. Na Stacji Szklarska Poręba Górna jesteśmy szybciej niż “Kamieńczyk”. Wracamy tym samym pociągiem, którym przyjechaliśmy, siedzimy na tym samym miejscu. Szkoda, że tak szybko, ale 
Wracamy:(

plan na pewno zrealizujemy w przyszłości. Przez te 4 dni zrobiliśmy przeszło 140km. Pogoda była słaba, czasu mało, ale itak było warto. Oboje Świetnie się tu bawimy.
Droga powrotna wiedzie przez Newcastle.

    Na koniec kilka słów na temat tytułu niniejszego opisu. W tym roku czas urlopu przypadł na środek października, dzięki temu byliśmy prawie sami w wagonie w obie strony, byliśmy całkowicie sami w Myśliwskiej Chacie, bez właściciela, bez innych gości... W górach spotkaliśmy 4 rowerzystów na singlach i grupkę Czechów w Chatce Górzystów. Zero pieszych. To były prywatne 4 dni w Izerach.   

Świeradów - Szklarska poręba górami na rowerach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz