poniedziałek, 20 października 2014

Prywatnie w Izerach. Dzień drugi.

Wtorek zaczęliśmy leniwie. Mimo budzika nastawionego na 5:30 w drogę wyruszyliśmy po 11:30 Drzemka, drzemka, drzemka...Dzień dobry TVN;), śniadanie. Dzięki wczorajszemu zaopatrzeniu dziś nie musieliśmy rano zjeżdżać do centrum. Ser z szynką i pomidorem. 
Ser z szynką, ser z pomidorem?

W nocy i nad ranem padało, poczekaliśmy jeszcze aż pogoda się ustabilizuje i wystartowaliśmy. Z bazy na czarną Czerniawską Kopę mamy rzut beretem, niestety rzucać trzeba pod górę... 
O co tu chodzi?

Dzisiaj znając już single zrobiliśmy mocną selekcję wybierając to co najlepsze i dodając zło tylko konieczne.

 Jedziemy...

A TU JUTRO BĘDZIE MAPKA.

Czerniawska Kopa jest bardzo fajna, do tego mało kałuż nawet po mocnej ulewie. Ciekawy przebiegu ścieżek polecam czytać i patrzeć mapkę i ślad z GPS jednocześnie;) Zaczyna się od szybkiego zjazdu, potem trasa nieco się wypłaszcza, pod górkę i z górki na zmianę. Potem Rapicky 
iPhone 4s biedaczki!

Okruh z długim ale przyjemnym asfaltowym podjazdem, długim jak na klimaty singltreka, gdzie kierunek jazdy w poziomie i pionie zmienia się bardzo dynamicznie) i w prawo na Okolo Medence.
Drzewa w rzędzie temu, kto nie czuje tu frajdy.

Ta czarna ścieżka to szybki, przyjemny zjazd zakończony lekkim podjazdem, jak najbardziej warto zamienić kawałek asfaltowej wspinaczki na rownolegly Okolo Medence. 
Czasem asfalt, czasem nie.

Wracamy na szosę, której część omineliśmy czarnym singlem i po chwili znów w prawo na końcówkę czarnego OSu. Na koniec mocniejszy podjazd (kropkowany na mapce) leśną drogą i znów ta sama szosa... 


na szczęście zaraz mamy szybki zjazd do Hubertki, gdzie spotkaliśmy pierwszych na tym wyjeżdzie singlistów. Z Hubertki w lewo w zajeb*sty czarny Hejnicky hreben. Mega ścieżka, szybka, ze skałkami, ciasnymi nawrotami po bandach, no i długa, nie skażona podjazdem. 5km (a jak dodamy poprzedzający ją zjazd czerwonym do Hubertki to 6km) czystego zjazdu. Niestety, po tych 5km osiągamy najniższy dziś punkt na mapie, a dalsza część prowadzi do.. Hubertki, trzeba więc to wszystko spowrotem podjechać. Znając trasę podjazdu z poprzedniego razu dziś 
E.T go home...

znaleźliśmy alternatywną drogę. Przy cmentarzu zjechalismy z singla i asfaltem skierowaliśmy się do wioski, na skrzyżowaniu w prawo i mniej wiecej ciagle prosto;) Mapa waszym przyjacielem. 
Muuuuu.

Przy drodze spotkaliśmy krowy, które rozochocone naszym wzrokiem zaczęły zaloty, od końca w sumie zaczęły...Oczywiście, ten skrót nie zmniejszył nam podjazdu, ale czasowo go skrocił i uprzyjemnił bo długie podjezdzanie singlem nie jest zbyt ciekawe;) 

Najlepsza krowa we wsi! Kolejka.

Tak więc wróciliśmy do Hubertki gdzie chwilę odpoczelismy przed kolejnym świetnym odcinkiem jakim bez wątpienia jest Libverdska Strana:) Naszym zdaniem obie ścieżki wychodzące z Hubertki zajmują rownorzednie pierwsze miejsce wśród Smrkowych Singli. Libverdska Strana tak jak poprzednia ścieżka prowadzi nas szybkim zjazdem w dół. Tym razem jedziemy zboczem góry, skrajem lasu i między drzewami po Lewej mamy święty widok na wijacą się w dole Lazne Libverda, pastwiska oraz oczywiscie czeskie Izery. 

Można powdziwiac widoki aczkolwiek nasza prędkość szybko wzrasta, a drzewa po lewej i prawej stronie ścieżki są naprawdę blisko siebie. Pierwszy raz jesteśmy tu jesienią i na trasie jest sporo liści, wygląda to ładnie, ale wymaga też ogromnego skupienia (bez liści też takie powinno być;)). Wzrasta też poziom ryzyka, pod lisciami przeciez może być wszystko, na szczęście nikt z nas nie zaliczył dziś gleby. Libverdska strana doprowadziła nas do znanej wszystkim wielkiej beczki czyli restauracji Obri Sud. Zjedzone na trasie banany i nerkowca już chyba dawno zostały zamienione w kilodzule, pozwoliliśmy sobie więc pierwszy raz zjeść coś w tym ciekawym miejscu... 


Patrzcie, siedzę na rowerze. Jedną ręką.

Magda wzięła filet z ziemniakami, ja coś bardziej lokalnego: gulasz z knedlikami... Nie wiem czego bardziej żałuję, że nie wytrzymałem jeszcze trochę bez jedzenia, czy ze zapomniałem zrobić zdjęcia słusznej porcji jaką dostałem. 99koron przeliczone po zbójnickim kursie na 20zl i na moim talerzu znalazły się trzy kromki bułki bez skórki i sztuka mięsa wielkości śliwki polana sosem. 
Gdzieś na szlaku.

Filet Magdy wyglądał znacznie lepiej, ale kurczak z którego pochodził nie był raczej tuczony po naszemu;) Kiedy już skończyłem opłakiwać zawartość talerza, mogliśmy skupić się na mapie i planowaniu drogi powrotnej. W tym miejscu warto nadmienić iż przy beczce spotkaliśmy kolejnych 2 rowerzystów, to już 


Kierunek Nowe Mesto.

czterech w ostatnich 2 dniach;) Dalsza droga prowadziła z beczki, szosą do Nowego Mesta - miasta cyganów, tam tradycyjnie wstąpiliśmy do spożywczego w rynku gdzie, tez tradycyjnie, pani Azjatka 
W Nowym Meście jeden ZAWSZE pilnuje roweru na zewnątrz. Drugi luka na niego przez sklepową witrynę.

wcisnęła nam 6 czekolad studenckich i trochę innych słodkości. Mocno nie musiała wciskać. Właściwie to wcale... Pani miała lepszy kalkulator i z 116 koron zrobiła jakieś 17zl:) A np. za Bounty i 2 wafelki kakaowe zaplacilismy bagatela 2,80zl:D 

Z Nowego Mesta, wciąż asfaltem, dojechaliśmy do dolnej Czerniawy. Było już ciemno więc nie chcąc marnować czasu poradziliśmy się miejscowej kobiety o najszybsza drogę do centrum. Więcej tego nie zrobimy... Nie wiem o której byliśmy w Biedronce, ale jechać pod górę już nie 
W Świeradowie miej rower zawsze na oku, Nowe Mesto jest blisko.

miałem ochoty więc zrobiliśmy trekking z rowerami i zakupami. Po drodze, powyżej gondol wyprzedził nas mężczyzna w białej bluzie, bez plecaka i latarki a ciemność była absolutna. Wyprzedził nas bez słowa i zniknął. Kiedy doszliśmy do skrzyżowania nie było go widać ani na wprost, ani w lewo gdzie skręciliśmy, po kilku krokach z naszej ścieżki odchodzi szlak w lewo do nikąd, jest to leśna trawiasta droga w górę, nią ma już tam zabudowań, nie jest to też szlak turystyczny. Poświeciłem, mężczyzna szedł po ciemku, bez plecaka... Zrobiło się dziwnie. Na kolację męczył ze Szkotami i pierwszy raz od kilkunastu miesięcy... Czipsy:) 
Lejsy:D

Rozpaliliśmy też w kominku bo buty dziś nabrały trochę wody w pluskach;) Jak to się skończyło nie będę pisał, ale butów na piance nie przykładajcie zbyt blisko szyby. 
Nie róbcie tego w domu.

Na szczęście wygraliśmy ze Szkotami 2:2. Btw. wiecie, że projektantem i współtwórcą Singltreka pod Smkem jest niejaki Dave? Szkot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz