Niedziela była dniem powrotu do domu. Na stacje
początkową wybraliśmy sobie Kwieciszowice, stosunkowo blisko i w dużej części udało
uniknąć się asfaltów. Co by pokazać I. nie singlowe góry, po ubogim śniadaniu z
całym tobołem na plecach opuściliśmy Myśliwską Chatę, zjechaliśmy do centrum
Świeradowa stamtąd czerwonym ER-2 do Chatki Górzystów. Droga cały czas
prowadziła asfaltem, cały czas pod górę. Ale po początkowym megastromym
fragmencie resztę powolutku udało się podjechać.
Tym razem trochę dłużej
odpoczyliśmy w Chatce Górzystów, zdążyliśmy wciągnąć po 2 naleśniki, mogę
śmiało napisać, i na słodko (ser biały i jagody) i na słono (pieczarki i ser
żółty) są przepysznie i naprawdę duże, a kosztują tylko, kolejno, 8zł i 9zł (za
wersje małe, chociaż są naprawdę duże, dużych nie widziałem, ale muszą być
oooogromne - kosztują 18zł).
Posiedzieliśmy, zaczerpnęliśmy informacji o dalszej drodze od współbiesiadników i ruszyliśmy dalej. Żółty szlak zaczynający się zaraz przy naszym stole szybko z leśnej dróżki zmienił się w kamieniste podjazd. Razem z K. próbowaliśmy jak najwięcej podjechać, nie wszystko się udało, stromo, błoto i kamienie...
Całkiem sporo się dzisiaj wspinaliśmy, czekał nas zajebisty, długi zjazd, który na mapie miał ambicje być uwieńczeniem tegorocznej majówki. Czasu było mało, drogi nie znaliśmy więc ponownie zrezygnowaliśmy z znajdującej się na wysokości około 1000m n.p.m. kopalni "Stanisław". Zaczął się zjazd...szutrowy, długi, szeroki, nowiutki, gładziutki...bez pedałowania prędkość ustabilizowała się na 33km/h i tak pędziliśmy tracąc mozolnie zbierane przez pól dnia metry n.p.m. Tragedia, było mi żal jak nie wiem co, marnotrawstwo w czystej postaci. Tą przeciętna drogą dojechaliśmy do rozdroża izerskiego. Stamtąd żółtym szlakiem do Kwieciszowic, szeroka leśna drogą, następnie po dojechaniu do cywilizacji już asfaltem.
W oczach miałem łzy;) i bynajmniej nie były to łzy szczęścia;( Tak oto zakończyliśmy majówkę 2013. Ciągła droga z górki, gładkie szlakiem sprawiła, ze na pociąg czekaliśmy 1,5h na stacji której nie było.
Na koniec, trasa i profil:
Przez 4,5 dnia licznik zanotował 270km. Do następnego!
W dole Świeradów Zdrój.
W drodze na naleśniki.
Naleśnik z pieczarkami obok kiełbasek z musztardą;)
Posiedzieliśmy, zaczerpnęliśmy informacji o dalszej drodze od współbiesiadników i ruszyliśmy dalej. Żółty szlak zaczynający się zaraz przy naszym stole szybko z leśnej dróżki zmienił się w kamieniste podjazd. Razem z K. próbowaliśmy jak najwięcej podjechać, nie wszystko się udało, stromo, błoto i kamienie...
Gdzieś na początku żółtego szlaku z Chatki Górzystów do Rozdroża Izerskigo. Gdyby chociaż tak było cały czas...
Ponownie żółty szlak.
Żółty szlak, w drodze do kopalni "Stanisław".
Całkiem sporo się dzisiaj wspinaliśmy, czekał nas zajebisty, długi zjazd, który na mapie miał ambicje być uwieńczeniem tegorocznej majówki. Czasu było mało, drogi nie znaliśmy więc ponownie zrezygnowaliśmy z znajdującej się na wysokości około 1000m n.p.m. kopalni "Stanisław". Zaczął się zjazd...szutrowy, długi, szeroki, nowiutki, gładziutki...bez pedałowania prędkość ustabilizowała się na 33km/h i tak pędziliśmy tracąc mozolnie zbierane przez pól dnia metry n.p.m. Tragedia, było mi żal jak nie wiem co, marnotrawstwo w czystej postaci. Tą przeciętna drogą dojechaliśmy do rozdroża izerskiego. Stamtąd żółtym szlakiem do Kwieciszowic, szeroka leśna drogą, następnie po dojechaniu do cywilizacji już asfaltem.
Sklep spożywczy w Chromcu. Przy remizie. Nie byłem w środku, ale podejrzewam, że pragnienie można tam ugasić bez problemu.
Dworzec główny w Kwieciszowicach, mieszkańcy nie wiedzieli gdzie to jest.
Na koniec, trasa i profil:
Przez 4,5 dnia licznik zanotował 270km. Do następnego!