piątek, 10 maja 2013

Single dzień 2

    Kolejny dzień, czyli 4 maj w całości przeznaczyliśmy na single. Koleżanka I. pierwszy raz w górach z rowerem, więc na rozgrzewkę zjechaliśmy do Biedronki, zjazd ten jest największą wadą Myśliwskiej Chaty. Do biedronki trzeba stracić 150m wysokości, następnie trzeba tą wysokość odzyskać. Przy śniadaniu, prymitywnie uzdatniliśmy rower K. do dalszej jazdy, urwała się "beczułka" w prawej manetce i poluzowana linka niezbyt chciała zmieniać biegi. Taśma izolacyjna w kolorze red zamieniła manetkę x-4 w SRAM RED. W drodze powrotnej wyprzedziliśmy dwójkę niespieszących na start uczestników zawodów enduro, wymieniliśmy pare zdań, okazało się, że mają |OS| na Zajęczniku i był to kolejny pretekst by tego singla sobie odpuścić. Ogólnie wydaje mi się on najsłabszym odcinkiem, gdzie druga połowa trasy to podjazdy leśnymi drogami...zaczęliśmy więc standardowo od czarnego Nad Czerniawą, przez czerwony Rapicky okruh, potem czerwonym, asfaltowym podjazdem dojechaliśmy do czarnego zjazdu Okolo Medence, następnie czerwonym, dojechaliśmy do Hubertki. Gdzieś po drodze I. przeceniła przyczepność swojego roweru na drewnianym mostku (nie można tu pozwolić na zablokowanie kola) i zaliczyła pierwszą i jedyną, tego dnia glebę. Lekkie obtarcie. Hubertka, odpoczynek i tu zauważyliśmy nowy czarny oes, wjazd z asfaltowej szosy w lewo, oznaczony czarną singlową strzałką...nie ma tego na żadnej mapie (choć online już jest jak się dowiedziałem wieczorem) nie mieliśmy zielonego pojęcia jak ścieżka została poprowadzona, do tego na prawo był najlepszy moim zdaniem odcinek Libverdska strana, zajebisty, szybki, pełen hopek, malowniczo położony nad wsią Lazne Libverda zjazd do znanej singlowiczom "beczki" tu tez mieliśmy pewne problemy. K. pare razy zmuszony był hamować awaryjnie, niczym Fred Flinstone, podeszwami o ziemię gdyż przeskakujący na kasecie łańcuch przesiadał go z siodełka na ramę...do tego, tym razem, M. wykonała całkiem poprawne salto w przód z rowerem, gwałtownie hamując by po jednej z hopek utrzymać sie na trasie. Swoją drogą, czasem łatwo wypaść z trasy, gdyż od razu za hopką bywają mocne zakręty...
     Zrobiliśmy zdjęcia sobie (i czeskim emerytkom) zdjęcia na tle beczki i gór. Trzeba jeszcze było ponownie uzdatnić rower K. Na latający po kasecie łańcuch wpływ miało słabe napięcie tylnej przerzutki. Śrubka opierająca o hak, napinająca x-czwórkę była wkręcona  w plastikowy gwint i bezlitośnie go zerwała. Pomysł naprawy w warunkach polowych okazał się skuteczny i rower nie sprawiał już tego dnia problemów. Czerwonym podjazdowym szlakiem dojechaliśmy do zielonego łącznika i na obiad do Singltrek Centrum. Niestety nie było tam zbytnio co jeść poza kotletami dopiero wrzuconymi na ruszt. Zjechaliśmy więc w dół do Nowego Mesta.
     W rynku wstąpiliśmy do tajskiej (czy jakiejś takiej) knajpy, w menu wszystko było z bambusem z czymś, lub...czymś z bambusem. Podziękowalismy i poszliśmy do spożywczego pare metrów dalej. Tam tez obsługa była rodem z Azji, lub filmów o ninja,  zakupiliśmy zapas czekolady Studenckiej, za następne pare metrów w następnym sklepie miała miejsce taka sytuacja:
Wchodzimy.
Ja: mówimy po czesku?
M.: yhym
Razem: dobryy deń
Pani ekspedientka: dobryy deń
Ja: co bierzemy?
M.: jakis ser moze?
Pani ekspedientka: Tak macie w drugiej lodówce jeszcze sery:)
My: o :) pani z Polski?
     Kupiliśmy materiał na kanapki i wróciliśmy do STCentrum, przy herbacie i piwku zjedliśmy kanapki, posiedzieliśmy i leniwie ruszyliśmy na niebieski szlak, ten dłuższy odpoczynek nie był do końca przemyślany bo nieco nas, a przynajmniej mnie, zmulił... ledwo przetoczyłem się niebieską pętlą, po drodze zrezygnowaliśmy podobnie z czerwonej Obory, ponownie minęlismy singlowe serce i po dojechaniu zieloną ścieżka do szosy przechodzących przez granice polsko-czeską, po dosyć długiej wymianie zdań do kwatery wróciliśmy tą asfaltowej szosą. Na dole Czerniawy Zdrój znaleźliśmy jeszcze słabo zaopatrzony sklep spożywczy, kupiliśmy kolacje i podczołgaliśmy się w górę do Myśliwskiej Chaty gdzie właściciel, pan Andrzej, przygotował nam poczęstunek, zakończony deserem lodowym. To był dobry ale męczące dzień. Jutro powrót do domu:(

Kilka zdjęć, raczej mordki niż widoczki, najlepszych ścieżek nie widać, bo fotografowi nie chciało się na nich zatrzymywać :D

M. i I.


Takie tam, K. na trasie.


"Beczka"


:)


I. i M.


I.


Trasa po singlach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz