poniedziałek, 7 maja 2012

Singltrek pod Smkem


Majówka w Świeradowie
Singltrek pod Smrkiem.
Singltrek Centrum, Nove Mesto, Czechy.

     O wyjeździe na rowerową majówkę zadecydowaliśmy praktycznie 2 dni wcześniej i mimo niesprzyjającej prognozy pogody w środę o 5:50 czekaliśmy na stacji na pociąg do Szklarskiej Poręby. Naszym celem było przejechanie tylu singli ile się uda + obadanie zapowiadanej „Rowerowej majówki” w Świeradowie, która miała się odbyć w długi weekend „pod gondolami”. Miały być mini-targi rowerowe, szkółka jazdy mtb i inne atrakcje. Pogoda zapowiadana na ten czas to ciepło+burze+deszcze, na koniec ochłodzenie+deszcz.
      Pociąg TLK relacji Warszawa Wschodnia - Szklarska Poręba opóźniony
o 60min zabrał nas koło godziny 8:00 w środę. Godzina opóźnienia często bywa standardem przyjętym w kolejowych spółkach – co poradzisz? Im bliżej gór, tym wolniej pociąg pokonywał kolejne kilometry. Przedłużający się postój na stacji w Piechowicach był kolejną atrakcją zorganizowaną przez kolej. Między Piechowicami, a Szklarską zgrzał się pociąg Regio, mogliśmy czekać nie wiadomo ile lub dalszą podróż kontynuować rowerami. Wybraliśmy 2 opcję, co niekoniecznie było dobrą decyzją...     
     Droga z Piechowic do Szklarskiej w pełnym słońcu i z pełnymi plecakami nie była żadnym prologiem, to pełnoprawny pierwszy etap;) Tak to wyglądało:

Po drodze wypożyczyliśmy kaski w wypożyczalni rowerów na ulicy Sienkiewicza. Wypożyczalnie prowadzi miły gość, pomocny, do kasków dołożył mapę okolicy. Koszt wypożyczenia kasków to 10zł/szt za pierwszy dzień, kolejne dni po 5zł/szt. Kierując się do naszej kwatery minęliśmy punkt odjazdu wyciągu gondolowego, nie było jednak śladu majówek rowerowych, czy targów. Ze sporym opóźnieniem dotarliśmy do Myśliwskiej Chaty na ulicy Izerskiej. Dostaliśmy elegancki „apartament”;), 2 pokoje, łazienka, TV Satelitarna, szafa, duże lustro. Z przechowaniem rowerów nie było problemu, nocowały zamknięte na klucz w pomieszczeniu gospodarczym. Po obiedzie poszukaliśmy singla nazwanego „Zającznik”. Wjechaliśmy na niego z leśnej ścieżki, i pod prąd, zawrócili nas napotkani rowerzyści, po dojechaniu do początku postanowiliśmy, że to wystarczająca liczba kilometrów na dziś.
     Następnego dnia po śniadaniu w centrum Świeradowa wróciliśmy na Zajęcznik, tym razem wystartowaliśmy na początku i w odpowiednim kierunku. Trase Zajęcznika wraz z wysokościami i predkościami jakie nam, amtorom, udało się osiągnąć widzicie niżej. Trasa fajna, byłem pod wrażeniem pracy włożonej w poprowadzenie, utwardzenie, oznakowanie i utrzymanie w czystości całej trasy. W połowie dojeżdżamy do asfaltowego podjazdu (albo i nie asfaltowego;)) który może niektórych zmusić do zejścia z roweru. Jak już wydrapiemy się pod górę mamy jeszcze kawałek singla i podjazd leśną drogą do samego startu/mety. Ogólnie gdyby nie ten długi, wcześniejszy podjazd było by bardzo fajnie, a tak jest „tylko” fajnie.


     Z Zajęcznika po napełnieniu bidonów udaliśmy się na czarnego sindgla zwanego „Nad Czerniawą”. W tym momencie pogoda zaczęła przypominać tą którą widzieliśmy na prognozach, wróciły poranne pomruki, które szybko zmieniły się w grzmoty. W nadziei, że burza znów przejdzie bokiem wjechaliśmy w las. Po dwóch kilometrach do grzmotów dołączył deszcz który w parę sekund zmienił się w ulewę. Zatrzymaliśmy się w połowie pętli, jednak nie znaleźliśmy parasola między drzewami. Dopiero wtedy przypomniałem sobie o kurtkach w plecaku i pokrowcu przeciw deszczowym, który spokojnie siedział w plecaku – nie było sensu zakładać już kurtki na przemoczoną koszulkę, ale pokrowiec oczywiście na plecak naciągnąłem. Po 10min ruszyliśmy w drogę za przejeżdżającą grupą wymiataczy, troszkę nam uciekli ale dogoniliśmy ich na końcu ścieżki;), w miejscu z którego wystartowaliśmy. Jest to świetna sprawa, wkraczając na daną ścieżkę kończymy w tym samym punkcie (lub bardzo blisko), więc nie ma problemu z powrotem do domu szosą lub nieprzejezdnym szlakiem.

     Zostało nam wrócić do domu, wylać wodę z butów i zmienić ubrania. No i oczywiście spłukać maszyny. W tym momencie nie byłem jeszcze świadomy jak istotne było pozostawienie smaru na biurku w domu... Po obiedzie został nam jeszcze cały wieczór, można było powłóczyć się rowerem po świeradowskich uliczkach. Ten dzień mimo ulewy, mokrych ubrań i błota na twarzy można uznać za udany. Nigdy nie mieliśmy okazji jechać w takich warunkach. Nie tylko pogoda zapewniała wrażenia. Ukształtowanie terenu i prowadzenie ścieżki, liczne zakręty, wszystko to sprawiało wielką frajdę.


      Do tego czasu mieliśmy zaliczone dopiero 2 single, czekał nas więc pracowity dzień. Plan na piątek mieliśmy ambitny. Wczesna pobudka, szybkie śniadanie i w drogę. Kierunek Nove Mesto pod Smrkiem. Zaczeliśmy jak wcześniej czarnym szlakiem Nad Czerniawą, następnie niebieskim dojazdem do przejścia granicznego i dale, kawałek zielonym by wjechać na niebieską Hrebenać. Szlak niebieski przeznaczony dla „rodzin z dziećmi” okazał się być łatwym, raczej płaskim szlakiem. Wczorajszy deszcz zostawił sporo kałuż, których nijak nie dało się ominąć. Szlak miejscami nie jest pokryty utwardzonym żwirkiem, kałuże są bardziej błotniste. Ze szlaku niebieskiego wjechaliśmy od razu na czerwoną ścieżkę o swojsko brzmiącej nazwie „Obora”. Ponownie można poczuć dreszczyk emocji pokonując kolejne hopki, zakręty i mostki z dużą prędkością. Czerwonym szlakiem dojeżdżamy do Singltrek Centrum. 


     Można tu umyć rowery, wziąć prysznic, skorzystać z toalety, doładować klorii czy po prostu odpocząć. Jest też sklep z akcesoriami i ubraniami logowanymi charakterystycznym napisem Singltrek, oraz co bardzo ciekawe, wypożyczalnia rowerów marki Agang. Niestety, centrum jest czynne tylko w soboty i niedziele więc nie było nam dane skorzystać z jakiejkolwiek oferowanej tu usługi (oprócz odpoczynku). Rowery pozostały w umaszczeniu taktycznym.  



     Po paru minutach ruszyliśmy do centrum miasta, które okazało się być małą mieściną nie przypominającą rowerowej stolicy tej części Europy. Objazd miasta nie był na szczęście bezowocny, 2 pyszne Studenckie czekolady zrekompensowały zamknięte Centrum i brak atrakcji w mieście;) Z Centrum udaliśmy się czerwony „Rapicky okruh”, potem dosyć ciężkim (nie miałem młynka w korbie) podjazdem „Asfaltovy traverz” dojechaliśmy do czarnego „Okolo Medence”. Ten odcinek był mocno zjazdowy, można było naprawdę poszaleć. Na końcu znów podjazd , tym razem leśną drogą utwardzoną, na szczęście krutki. Czerwony „Libverdska strana” dowiozła nas na zbocze położone położone nad Lazne Libverda. Szybki, prosty zjazd wzdłuż zbocza, równolegle do wioski, mino prostoty był bardzo przyjemny przez brak konieczności pedałowania;) Tu padł mój telefon, urwał się więc ślad GPS trasy:/ Daszlszą częś można odczytać z zwykłej mapki....

„Ludvikovsky traverz” poprowadził nas nad kolejną wioską, Ludvikov pod Smrkiem. Na tym odcinkuu brak smaru, wczorajsze płukanie roweru i dzisiejsze kałuże ostatecznie dały o sobie znać. Najpierw napęd zaczął piszczeć, po chwili już mocno skrzypiał i dosłownie po paru minutach całkowicie suchy i zapiaszczony łańcuch zaczął obwijać się wokół średniej zębatki korby. Działo się tak co parę metrów i było bardzo uciążliwe. Poważnie zwątpiłem czy uda się kontynuować wycieczkę a do dou pozostawało około 12-13km. Fart czówał i po kilkuset metrach usłyszeliśmy pilaż karczujących zbocze gdzieś w dole. Ekipa rumunów, pracująca przy wycince, okazała się życzliwa i bez problemu użyczyli mi szklankę przepalonego, czarnego jak smoła, oleju silnikowego. Po chwili mogliśmy kontynuować jazdę, a czarny napęd w Garym łapał każdy syf jaki był w jego zasięgu, na szczęście chodził przy tym całkowicie bezszelestnie. Przez „Novomestką stranę” i ponownie „Rapicky okruh” i czarną „Nad Czerniawą” wróciliśmy do Czerniawy Zdroju, będącej od jakiegoś czasu częścią Świeradowa. Licznik tego dnia pokazał 65km. To był ciężki dzień, ale dzięki temu udało nam się zaliczyć każdy odcinek tego rowerowego raju;)
      Sobota była dniem powrotu do domu. Rano udaliśmy się w długą drogę do Szklarskiej Poręby. 

Słoneczko i niekończący się podjazd porządnie nas wymęczyło, jednak daliśmy radę zdobyć wodospad „Szklarka” i podjazd pod stację „Szklarska Poręba Górna” ;)

 Po drodze minęliśmy "Zakręt śmierci" z którego widać było wciąć ośnieżone Karkonosze.


Niżej zamieszczam mapkę okolicy wraz z długościami poszczegulnych odcinków. Łącznie przez 3 pełne doby udało nam się zrobić 194km. Rejon Świeradowa polecamy wszystkim rowerzystom i na pewno nieraz tam wrócimy.


;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz