poniedziałek, 14 listopada 2011

Karpacz


11-13.XI.2011 Karpacz

     Korzystając z ostatnich ciepłych dni tego roku, wybraliśmy się do Karpacza. Z samego rana pociągiem wystartowaliśmy do Jeleniej Góry, z Jeleniej Góry już rowerami prosto do Karpacza Górnego. Mimo iż poruszaliśmy się
ruchliwą trasą droga wcale nie była lekka. Jechaliśmy w góry i było to czuć;) 400m na dystansie 22km, z tego 250m między Karpaczem Dolnym, a Górnym.

  Po zakwaterowaniu (850m n.p.m) i krótkim odpoczynku trzeba było kupić mapę i znaleźć coś dobrego do jedzenia. Gyrosa w Karpaczu Górnym nie ma, wybraliśmy bar/restaurację „Pod Jesionami”.
+frytki
+frytki
+filet z kurczaka
+4 surówki
+filet z dorsza
+4 surówki
+frytki
=30zł
I najedliśmy się oboje:)
W pokoju zaplanowaliśmy z mapą trasę ok 4-5km, którą jutro chcieliśmy „zrobić”.

Następnego dnia szybka pobudka, śniadanie, pakowanie ( 3 łyżki, 2 dętki, imbusy, picie, ciastka...i  brak pompki) i w drogę. Minęliśmy Kościółek Wang i zaraz na początku skręciliśmy ze szlaku w leśną dróżkę która po paruset metrach skończyła się potokiem. Powrót na szlak i kolejny skręt według mapy w leśną ścieżkę. Po 20min i ta droga się urwała i dalej rowery trzeba było prowadzić. Stromo pod górę po czymś co kiedyś mogło być ścieżką. Im dalej szliśmy tym mniej wyglądało to na drogę. W końcu ścieżkę zarosły krzaki i choinki. W tym gąszczu znaleźliśmy stare oznaczenia niebieskiego szlaku, wpinaliśmy się ciągle w górę więc musieliśmy w końcu gdzieś dojść. Po godzinie doszliśmy do szlaku z którego wcześniej zboczyliśmy. Postanowiliśmy iść dalej w górę. Minęliśmy grupę skalną Pielgrzymy (na zdjęciu) i doszliśmy do szczytu Słonecznik (1423m n.p.m ). Stamtąd już na rowerach ruszyliśmy grzbietem w stronę Śnieżki. Po drodze minęliśmy Wielki Staw i Dom Śląski. Śnieżkę zdobyliśmy na piechotę, prowadząc rowery. W tym momencie licznik wskazywał ponad 12km. 

     Po hotdogu, chwila odpoczynku i jazda w dół. Tarcze grzały się niemiłosiernie, piszczały i śmierdziały, odziwo lepiej z temperaturą radziły sobie tarcze od Giant'ów niż Magury Marty SL...hmmm, trzeba było co jakiś czas stawać, żeby ostygły. Najpierw czarnym szlakiem, potem Torem Saneczkowym zjechaliśmy do Karpacza, na szczęście Górnego, co oszczędziło nam już wspinaczki;) Wieczorem znów „Pod Jesionami" - szczerze polecam.


*Na załączonym obrazku na różowo zaznaczyłem fragmenty gdzie trzeba było prowadzić rowery. Część na pewno dało by się podjechać, gdybyśmy znali trasę i wiedzieli co nas czeka dalej...

W niedzielę po śniadaniu, hardcorowym dla nasz szlakiem do Jeleniej Góry. Ciągle z górki, stromo, kamieniście i korzeniowo;) Z Jeleniej PKP do Wrocławia.
  Łącznie od progu domu do progu domu licznik naliczył 100km.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz