To ma być dłuższy wyjazd w góry. Pierwotnie planowaliśmy przynajmniej
7dni, niestety okoliczności zmusiły nas do skrócenia wakacji do 5 dni,
ostatecznie wyruszyliśmy w drogę 13 października trochę po 8 rano. 13 – no
cóż... Tradycyjnie zapakowaliśmy się w dwa plecaki i po przejechaniu ~8km
czekaliśmy na pociąg do Wrocławia. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze po coś na drogę, co
okazało się stratą czasu. Już w mieście wojewódzkim mieliśmy godzinę na kupienie kleju i łatek, niestety nie udało się ich
kupić z racji wczesnej jeszcze pory...Czy tego pożałujemy? Dowiecie się w
następnych odcinkach ;) Czekając na pociąg do
Szklarskiej Poręby Magda zauważyła brak zakupionych prze kilkoma chwilami wafli
ryżowych, ehhh, tydzień wcześniej zgubiliśmy bilecik parkingowy, a dzień przed
wyjazdem jakiś kutas buchnął Magdzie rocznego laptopa z auta... mam nadzieję, że
to koniec takich “niespodzianek”. Pociąg "Kamieńczyk" Poznań-Szklarska Poręba przyjechał po nas punktualnie, mało tego – miał na końcu przedział rowerowy i pełno wolnych miejsc. Siedzących! Super. Tylko patrząc się na obicia siedzeń ciągle zastanawiam się co autor miał na myśli...
Podróż minęła przyjemnie,
siedzieliśmy w niemal pustym piętrowym wagonie, nie najnowszym, ale na tyle
cichym, że można było się chwilę zdrzemnąć. Oczywiście co
60s spoglądając na rowery;) Szklarska Poręba Górna punktualnie przywitała nas ładną pogodą więc bez namysłu skierowaliśmy się w kierunku Świeradowa.
Na początku stosunkowo długi podjazd do Zakrętu Śmierci, ale po jakimś kilometrze podjazd zmienił się w zjazd i mogliśmy trochę odpocząć;) W Świeradowie znowu pod gór, poza "W pustyni i w puszczy" (przy okazji, wiecie, ze ktoś napisał w tym roku kontynuację?) Sienkiewicz kojarzy mi się właśnie z ulicą prowadzącą do centrum Świeradowa. Po skręceniu w lewo, na wykostkowany deptak, mamy mnóstwo opcji do zjedzenia czegoś na ciepło, dalej jest park, Lewiatan, Kościół, bankomat BZWBK i PKO, no i oczywiście Biedronka. Pod, dosłownie, biedronką restauracja Margarita, w której zawsze jedliśmy gdy była ochota na gotowy obiad, niestety dziś jedliśmy tam chyba ostatni raz, ceny systematycznie rosną, a pizza rodzinna jest zdecydowanie zbyt mała dla dwóch osób. Z centrum do bazy już tylko pod górę, o tym za chwilę.
60s spoglądając na rowery;) Szklarska Poręba Górna punktualnie przywitała nas ładną pogodą więc bez namysłu skierowaliśmy się w kierunku Świeradowa.
Trasa Szkalarska Poręba Górna - Świeradów/Czerniawa Zdrój.
Na początku stosunkowo długi podjazd do Zakrętu Śmierci, ale po jakimś kilometrze podjazd zmienił się w zjazd i mogliśmy trochę odpocząć;) W Świeradowie znowu pod gór, poza "W pustyni i w puszczy" (przy okazji, wiecie, ze ktoś napisał w tym roku kontynuację?) Sienkiewicz kojarzy mi się właśnie z ulicą prowadzącą do centrum Świeradowa. Po skręceniu w lewo, na wykostkowany deptak, mamy mnóstwo opcji do zjedzenia czegoś na ciepło, dalej jest park, Lewiatan, Kościół, bankomat BZWBK i PKO, no i oczywiście Biedronka. Pod, dosłownie, biedronką restauracja Margarita, w której zawsze jedliśmy gdy była ochota na gotowy obiad, niestety dziś jedliśmy tam chyba ostatni raz, ceny systematycznie rosną, a pizza rodzinna jest zdecydowanie zbyt mała dla dwóch osób. Z centrum do bazy już tylko pod górę, o tym za chwilę.
Do
Myśliwskiej Chaty, która tradycyjnie była naszą bazą, dotarliśmy po 16, po
chwili mogliśmy się zakwaterować w eleganckim pokoju z łazienką. Tu poraz
kolejny polecę wszystkim rowerzystom Myśliwską Chatę. Jest to świetne miejsce
szczególnie dla rowerzystów. Wprawdzie do centrum Świeradowa/sklepu musimy
zjechać o kilka pięter i potem to podjechać, dystans krotki, różnica wysokości
spora czyli lekko nie ma... ale za to mamy bardzo blisko na single – Chata
znajduje się pomiędzy Zajęcznikiem, a resztą “kompleksu”, powyżej Gondol, na
samej górze Czerniawy Zdrój. Poza tym jest miejsce do przechowywania rowerów –
zamykane na klucz. Jest wąż do spłukiwania błota – chyba nigdy nie trafiliśmy
tak, by nie musieć z niego korzystać... Każdy pokój jest wyposażony w łazienkę i
telewizor. Jest też “salonik” z większym TV i kominkiem. Oczywiście WiFi. Do
wyboru jest opcja z wyżywieniem lub bez. Mówiąc “wyżywienie” mam tu na myśli
prawdziwe jedzenie, a nie syf z torebki. Jest też miejsce na grilla. Szefem
Myśliwskiej Chaty jest Pan Andrzej – bardzo miły
gość;) Dość tej, nawet nie krypto,
reklamy;) Odpoczęliśmy chwilę, opróżniliśmy
plecaki ze zbędnych na ten czas rzeczy i by nie marnować dnia ruszyliśmy na
pobliski Zajęcznik.
Trasa została w tym roku rozbudowana, nowej części nie ma wprawdzie na tablicy informacyjnej przy wjeździe na ścieżkę, ale na papierowych mapkach (które można pobrać np. w wypożyczalni rowerów pod gondolami) wszystko jest już jak należy. Ustawiliśmy kamerkę i zniknęliśmy wśród drzew. Zajęcznik do tej pory kojarzył mi się słabo, na tyle słabo, ze ostatnio chyba dwukrotnie go sobie odpuściliśmy... Tym razem nie było tak zle, pewnie nasza w tym zasługa bo ominęliśmy wykropkowany na mapie długi odcinek podjazdu drogą leśną. Na rozjeździe skręciliśmy w lewo, w fioletowy skrót z mapy. Fioletowy jest on na mapie bo w terenie nie ma już żadnych oznaczeń, na fioletowym trzeba dobrze wybrać na dwóch rozdrożach, na pierwszym pojechaliśmy w lewo, na drugim chyba w prawo. Zaczęło robić się ciemno więc zrobiliśmy kolejny skrót i nie wjechaliśmy w lewo w czerwony tylko dalej pod górę do anteny (oznaczona na mapie, potem p prawo i w dół, niestety czerwonego szlaku tam nie znaleźliśmy więc z powrotem poniżej anteny i w lewo w czerwony. Niestety po ciemku nie było już takiej frajdy i ogólnie trzymaliśmy się zasady “byle nie w drzewo”, w ten sposób dotarliśmy do mety (która jest też startem). Ale to nie koniec, było już ciemno ale pozwoliliśmy sobie jeszcze na jeden zjazd i jeden podjazd... W dół jak to w dół. W Biedronce w centrum kupiliśmy produkty na kolacje i śniadanie. W górę nie było już motywacji końcówka podjazdu nas pokonała. Dobranoc;)
Stary- nowy Zajęcznik.
Trasa została w tym roku rozbudowana, nowej części nie ma wprawdzie na tablicy informacyjnej przy wjeździe na ścieżkę, ale na papierowych mapkach (które można pobrać np. w wypożyczalni rowerów pod gondolami) wszystko jest już jak należy. Ustawiliśmy kamerkę i zniknęliśmy wśród drzew. Zajęcznik do tej pory kojarzył mi się słabo, na tyle słabo, ze ostatnio chyba dwukrotnie go sobie odpuściliśmy... Tym razem nie było tak zle, pewnie nasza w tym zasługa bo ominęliśmy wykropkowany na mapie długi odcinek podjazdu drogą leśną. Na rozjeździe skręciliśmy w lewo, w fioletowy skrót z mapy. Fioletowy jest on na mapie bo w terenie nie ma już żadnych oznaczeń, na fioletowym trzeba dobrze wybrać na dwóch rozdrożach, na pierwszym pojechaliśmy w lewo, na drugim chyba w prawo. Zaczęło robić się ciemno więc zrobiliśmy kolejny skrót i nie wjechaliśmy w lewo w czerwony tylko dalej pod górę do anteny (oznaczona na mapie, potem p prawo i w dół, niestety czerwonego szlaku tam nie znaleźliśmy więc z powrotem poniżej anteny i w lewo w czerwony. Niestety po ciemku nie było już takiej frajdy i ogólnie trzymaliśmy się zasady “byle nie w drzewo”, w ten sposób dotarliśmy do mety (która jest też startem). Ale to nie koniec, było już ciemno ale pozwoliliśmy sobie jeszcze na jeden zjazd i jeden podjazd... W dół jak to w dół. W Biedronce w centrum kupiliśmy produkty na kolacje i śniadanie. W górę nie było już motywacji końcówka podjazdu nas pokonała. Dobranoc;)
Świeradów Centrum nocą:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz